czwartek, 21 października 2010

Bhaktapur i swieto Dashain

Rytualy hindusko-buddyjskie sa dla nas dziwaczne, a czesto nawet smieszne. Niemniej jednak, gdyby sie na spokojnie zastanowic, to pewnie mnostwo z naszych katolickich obrzadkow dla kogos tutaj wygladaloby rownie absurdalnie. Jak to w zyciu, odmiennosc jest i zawsze bedzie powodem do zdziwienia czy niezrozumienia. My staralysmy sie przygladac tutejszym zwyczajom, nie oceniajac tego, co widzimy na pierwszy rzut oka. Czytalysmy i dopytywalysmy lokalnych ludzi. Troche zostalo wyjasnione, ale cala masa dziwnych zwyczajow nadal pozostaje smieszna i niepojeta.

Trafilysmy akurat na wielkie swieto obchodzone w calym Nepalu. W Bhaktapur, miasteczku slynacym z drewnianej architektury rzezbionej, oprocz rzeszy turystow, ulice zalaly sie tlumami kolorowych Nepalczykow odwiedzajacych podczas festiwalu wazniejsze swiatynie w okolicy.

Wszyscy wiedza, ze tutejsza religia to kolorowe stroje kobiet, kropki na czole, czerwone (hinduskie) i zolte (buddyjskie), mnostwo kadzidelek, male koszyki z darami dla bostw, posazki Buddy i Shivy bogato przystrojone kwiatami. To jednak dopiero poczatek...
Podciecie gardla kozie, zlozenie glowy przed swiatynia i spryskanie poswiecona krwia wybranych przedmiotow zapewnia powodzenie. Kozy spedzane sa z Indii i gor na wiele dni przed rozpoczeciem swieta, a jedna kosztuje ok. 40 $. Biedniejsi poswieca kure, bogatsi nawet wola. Mieso i kosci dzieli sie potem na porcje. Sama widzialam (Inga uciekla daleko, by tego nie ogladac), ze z wola pozostaja jedynie kopyta i rogi, a reszta laduje w garnkach calej rodziny. 


Bezkrwawa ofiara tez jest mozliwa. Symboliczne szlachtowanie gilotyna kokosa i oblanie mleczkiem zamiast krwi swiatyni powinno zadowolic glodnych ofiary bogow. Hmm... a moze wsrod nich tez sa wegetarianie?
Czerwone kolory oblepiaja wszystkie posazki i oltarzyki. Juz prawie bylysmy zaszokowane iloscia przelanej tam krwi, lecz na czas zostalo nam wyjasnione, ze to rytualna mikstura z ryzu i wsciekle czerwonego barwnika daje tak makabryczny efekt.


Dewotki spedzaja dlugie godziny sypiac ryz na oltarze, oblewajac sie swieta woda, dotykajac pieniedzmi wlosow swoich i innych kobiet. Mezczyzni oprocz czerwonej kropki na czole nosza na szyi zawiazane skrawki materialu, a czubek glowy przyozdabiaja im platki kwiatow lub inne kolorowe trawki. W buddyjskich swiatyniach tlum wiruje wokol stupy, zgodnie z ruchem wskazowek zegara, wprawiajac przy okazji w ruch rzedy mlynkow modlitewnych, z ktorych kazdy zawiera slowa swietej mantry.

Patrzac na to wszystko i porownujac wydaje nam sie, ze nasza chrzescijanska religia jest bardzo prosta, a obrzedy nie dziwia nikogo. Chodzimy do kosciola powtarzajac modlitwy i huralne spiewy. Zegnamy sie, przyklekamy, czasem ktos pada krzyzem przy oltarzu. Uznajemy swiecona wode, calujemy z szacunkiem krzyz, a w bezgrzesznym stanie przyjmujemy oplatek jako symbol ciala Chrystusowego (hmmm..) Wyznajemy ksiedzu wszystkie nasze grzechy, by potem w ramach pokuty wyklepac zdrowaski czy kilka razy odmowic automatycznie rozaniec. Antoniego prosimy o pomoc, w intencji wykupujemy msze, a Maryjke wieszamy na szczescie na scianie. Czyz dla mnicha z Nepalu nie wydaje sie to wszystko troche dziwne?

Tak, dziwny ten swiat. W niesamowicie rozne, lecz w gruncie podobne, rzeczy ludzie wierza. Nie rozumiem tylko dlaczego w jednym kraju pokazuje sie brak zrozumienia i agresje do innych religii, a w innym wszyscy zyja zgodnie tuz obok siebie. Buddyjski klasztor stoi po sasiedzku z islamskim meczetem, a przecznice dalej strzelisty kosciol odwiedzaja chrzescijanie z tego samego miasteczka.
Widzac nieskonczona rozmaitosc dziwi nas, jak niektorzy ludzie potrafia obsesyjnie obstawac przy swoich tylko wierzeniach, twierdzac tym samym, ze wszystko inne to wielka pomylka?!

Jestesmy zbyt jednolici, a przy tym hermetycznie zamknieci w swoich wierzeniach. A swiat udawadnia, ze nie ma jednego zlotego srodka, i nie ma tez religii dobrej i zlej.