sobota, 24 lipca 2010

zycie inaczej

Zadziwiajace jest ile osob spotyka sie po drodze, w tych roznych miejscach na drugiej stronie globu, ktore nie wpasowaly sie w standardowy model zycia. Dochodzimy do wniosku, ze albo nastala fala mody na podrozowanie, albo po prostu nasze codzienne zycie w biegu nas przerasta. Za duzo w nim rutyny codziennych obowiazkow i wyczekiwania kolejnych weekendow. Za duzo stresu, gdy oczekiwania korporaji nie da sie pogodzic z nawalem czekajacej pracy. Za duzo odpowiedzialnosci, gdy wpadamy w kolejny kredyt kupujac drugi samochod i budujac dom. Za duzo trosk, gdy rodza sie dzieci. Za malo czasu na zycie.

A tu napotkani biali chca przede wszystkim cieszyc sie zyciem i nie myslec u jutrze. Jedni podrozuja, zawieszajac wszystko na jakis czas, a planowanie ograniczajac do nadchodzacego dnia. Inni znajduja swoje miejsce na dluzej w jednym miejscu, zostawiajac daleko rodzine, przyjaciol, rodzinny kraj. Pracuja jako instruktorzy nurkowania, barmani, wypozyczaja turystom motocykle, otwieraja swoje male hoteliki i bary.

Mieszkamy u Holenderki Eve, ktora ze swoja roczna coreczka wyjechala na wyspe w Malezji, gdzie nie ma drog, nie ma sklepow, a prad wlaczaja na 12 godzin na dobe. Wygladaja na bardzo szczesliwe, bo moga ze soba spedzac cale dnie. Eve zajmuje sie zarzadzaniem guesthousem i malym barem, a 2-letnia juz dziewczynka (Liv Nice...czyli 'zyj milo') biega za mama po piasku, bawi sie z barmanka lub spedza czas dogladana przez instruktorke z bazy nurkowj obok.
Dive Master Steve, z ktorym nurkuje, rzucil stresujca prace jako handlowiec i teraz spedza po kilka miesiecy na roznych wyspach w Malezji i Tajlandii. Odklada podobno nie duzo, ale jest szczesliwy. Nurkuje w slonecznym i cieplym klimacie (Anglia pogoda ewidentnie go przytlaczala) i poznaje mnostwo ciekawych ludzi.
Barmanka Valerie z naszego baru, pojechala w styczniu na wakacje i juz nie wrocila do Europy. Cala promienieje pozytywna energia i mowi, ze za miesiac moze pojedzie do Australii, aby tam podrozowac i pracowac. Twierdzi, ze lubi sama jezdzic, bo wtedy czlowiek jest bardziej otwarty do ludzi i ciekawsze doswiadczenia zbiera.
Dive buddy Alex, wyszukuje okazje do uczestniczenia w wolontariatach lub sam organizuje projekty, w ktorych pomaga lokalnym ludziom. Ostatnio byl przez 3 miesiace w Wietnamie, gdzie ludzie z wioski szyli sukienki slubne, ale byli wykorzystywani przez agencje organizujaca klientow. Z innymi wolontariuszami pomagali im rozwinac sprzedaz bezposrednia, zorganizowac strone internetowa, nauczyc podstaw marketingu.

Przyklady mozna wymieniac bez konca, a wszyscy z ktorymi rozmawiamy sa bardzo zadowoleni i ewidentnie szczesliwi ze swojego stylu zycia. Nikt jakos nie teskni za Europa, za chlodem, stala praca i zalozeniem tradycyjnej rodziny.

A my? My jeszcze nie wiemy na pewno... ale chyba jest dla nas wazna perspektywa powrotu do domu za jakis czas.