poniedziałek, 6 grudnia 2010

nie wszedzie pieknie

Jesli czasem nam ktos zazdrosci podrozowania po roznych krajach, to przypominamy ze nie zawsze jest pieknie i egzotycznie. Od czasu do czasu czlowiek trafi do marnej dziury, do zapyzialego hotelu, do okropnego miasteczka i tez sobie w takim miejscu musi zorganizowac tymczasowy dom. Musi wyszukac w miare akceptowalna knajpke, w ktorej mozna cos zjesc. Pokoj z lazienka, w ktorej nie brzydzi sie umyc. Pospacerowac po okolicy i nie dac sie potracic przez skuter czy pedzacy jak taran autobus.

Dzisiaj wlasnie znowu padlo na takie "urocze" miejsce i choc hotel mamy calkiem mily, to naprawde trudno odnalezc cos ekscytujacego w 130 tysiecznym Ninh Binh. Glownymi ulicami caly dzien pedza trabiace bezustannie ciezarowki i autobusy. Tysiace rowerow i skuterow wypelnia kazda wolna luke na drodze, wiec przejscie przez jezdnie zakrawa na sport ekstremalny. W powietrzu unosi sie kurz i piach, wiec wcale nie dziwimy sie dlaczego tylu Wietnamczykow nosi caly dzien maski na twarzach. Z glosnikow zamontowanych na ulicznych slupach po kilka godzin dziennie rozlega sie muzyka i lokalna propaganda.
 
Schodzilysmy cale miasto, ale jedynym wartym uwagi miejscem okazal sie targ. Dziesiatki stozkowych kapeluszy sprzedajacych towary prosto z rowerow. Kolorowe kolczaste owoce, ktorych nazw nie znamy, a tym bardziej nie mamy pojecia co mozna z nimi zrobic. Warzywa rozsypane prosto na ulicy. Krewetki i kraby przebierajace nozkami w metalowych baliach. Muszle i slimaki powoluuutkuuu uuuciekajaaace z miski. W sekcji miesa siekanego zupelna nowosc! Podobno przysmak wietnamski na duza skale...na wszelki wypadek wstawiamy male zdjecie (mozna powiekszyc, jesli ktos zechce), gdyz pojecie "milosnicy psow" nabiera w tym kraju zupelnie innego wydzwieku.

Jedyne pocieszenie, ze okoliczny krajobraz jest ciekawy, tak wiec ucieczka skuterem poza miasto przenosi nas w zielony, lepszy swiat.