sobota, 24 kwietnia 2010

nie ma lekko...


Mialy byc wczasy, piekne slonko, wiosenne ciepelko. Mialy byc cudne, krete drogi i male gorskie wioseczki. Zaginione w lesie monastyry i Cyganie, wszedzie Cyganie, bo przeciez Rumunia ma najwiekszy odsetek cyganskiej ludnosci.
I pewnie to wszystko mozna tu znalezc, ale gdy sie przyjedzie w sezonie bardziej letnim niz my. Bo nam tylki zmarzly na motorze, drogi gorskie okazaly sie byc zasypane swiezym sniegiem, a i Cyganow chyba wymrozilo, gdyz nie spotkalysmy zbyt wielu.
Po czterech dniach poddajemy sie i postanawiamy ewakuowac sie na poludnie.
No zobaczcie sami ... przeciez nie mozna tak sie ubierac, we wszystko co sie ma cieplego, bo to zaprzecza koncepcji wakacji!
A dodam jeszcze, ze oprocz wymienionych ubran Inga miala rowniez na sobie t-shirt oraz spodnie przeciwdeszczowe zalozone na motocyklowe. 
Ruszamy, wiec przez gory na poludniowy-wschod do Bukaresztu. Alpy Transylwanskie, niejako oddzielaja Rumunie polnocna - ta gorzysta, piekna i zadbana, od poludniowej – plaskiej, brudnej i cyganskiej.
No to prosze, oto foteki z Transylwani i Bukaresztu, nie bedziemy podpisywac – domyslcie sie sami;)