czwartek, 16 września 2010

Bagan i 4 tysiace swiatyn


Stepowy krajobraz z pojedynczymi palmami, wielkimi aloesami, kolczastymi krzewami i drzewkami kaktusow. Wyschniete koryta rzek napelniajace sie brazowo-gliniasta woda po obfitym deszczu. Kilka rozsianych po okolicy wiosek oraz wcisniete w rozne zakatki pola uprawne. Obszar nie wiekszy niz 40 km2, ograniczony od polnocy i zachodu zakolem rzeki, podazajacej az do Morza Andamanskiego.

Nic szczegolnego, jak na typowy nizinny krajobraz centralnej Birmy, gdyby nie podand 4000 swiatyn wybudowanych przez wieki w tym rejonie. Gdzie okiem siegnac widac male ceglaste Stupy w ksztalcie dzwonkow, wieksze Pagody o rozmaitych ksztaltach i potezne swiatynie pokryte zarzacymi sie w sloncu zlotymi kopulami. Jezdzac bocznymi, piaszczystymi drozkami mozna zupelnie zatracic sie w tym mistycznym krajobrazie.



W glowie scieraja sie dwa zupelnie sprzeczne wrazenia. Z jednej strony zachwytu nad tym architektonicznym wysiewem rozmaitosci i podziwu nad potega kultu Buddy. Z drugiej, zaslepieniu poboznych wyznawcow budujacych kolejne swiatynie, gdy zaraz obok ludzie zyja w biedzie. Ciekawy, czy oni, tak jak my, czuja ze cos jest nie tak? Po co komu tyle swiatyn? Czy nie lepiej kupowac sobie rozgrzeszenie i zycie po smierci w lepszy sposob? Ale zostawy kwestie religijne, bo to gleboki temat...


Turysci przybywajac do Bagan wspieraja budzety wielu mieszkancow regionu. Wszedzie znajdziemy rozmaite restauracje, sklepiczki i kramy. W najwiekszych swiatyniach oblegaja nas sprzedajacy pamiatki handlarze, zupelnie tracac umiar w walce o klienta. W mniejszych, malarze-artysci zachecaja do zakupu unikalnych obrazow malowanych na piasku, ktore robione wedlug tego samego szablonu znajdziemy w kazdym miejscu. Kierowcy konnych dwukolek proponuja wycieczki, niezrazeni zupelnie faktem, ze jedziemy wlasnie na rowerach. W najbardzie zagubionej i odleglej swiatyni, jak duch zza krzakow wyrasta pani chcaca nam sprzedac lakowane pudeleczka.

A my z usmiechem na ustach (staramy sie, choc nie zawsze wychodzi) po sto razy dziennie odpowiadamy "no, thank You" nie chcac nikogo razic. Wiemy, ze to nie ich wina, ze turystow jest tak malo, a chetnych zarobic, tak wielu. Wykorzystuja szanse im dana przez tysiace swiatyn, najlepiej jak potrafia. Wykorzystujemy szanse bycia w tym miejscu i my!