środa, 22 września 2010

Yangon

Zakonczylysmy podroz po Birmie, zdecydowanie najciekawszym, jak narazie, kraju z naszej wschodnio-azjatyckiej przygody. Mozemy wiec nareszcie przeslac zdjecia z tej czesci podrozy, co wczesniej nie bylo mozliwe. W Birmie lacza internetowe sa bardzo wolne, a na dodatek wiele stron i serwisow jest blokowanych. Tak bylo rowniez z blogiem , ale kilka razy udalo sie obejsc restrykcje, w czym pomagal Freedom przepuszczajacy nas przez niemiecki czy szwajcarski serwer. Dzieki temu nadrobilysmy kilka zaleglych wpisow.


Teraz siedzac juz w Bangkoku, podsumowujemy ostatnie 3 tygodnie, ktore przyniosly mnostwo ciekawych i zaskakujacych wrazen. Mialysmy szanse poznac ciut prawdy, o tym najbiedniejszym kraju Azji poludniowo-wschodniej, choc jestesmy przekonane, iz ogrom informacji nadal pozostaje zawoalowany dla swiata zewnetrznego. Pokochalysmy mieszkancow Birmy od pierwszego wejrzenia. Nie oszukiwali na cenach dla turystow, nie podawali nieprawdziwych informacji, aby nas sciagnac do oplacanego ich hotelu, nie trzeba bylo pilnowac na kazdym kroku swojego dobytku. Wystarczylo skinac glowa na przywitanie, by na kazdej nawet najbardziej zapracowanej twarzy rozpromienial usmiech.

Szkoda, ze Birma poza wyznaczonymi turystycznymi miejscami jest tak trudna do podrozowania, bo zapewne kryje w sobie jeszcze wiele niesamowitych niespodzianek. Wiele obszarow, jak delta Ayeyarwady, czy wschodnie regiony pozostaja niedostepne dla turystystow. Mnostwo wysunietych na polnoc miejsc wymaga wielodniowej ciezkiej przeprawy przez nieasfaltowe drogi. Zdecydowanie 3 tygodnie nie wystarcza na dotarcie w bardziej egzotyczne i dzikie miejsca, ale kto wie... moze za lepszych rzadow jeszcze tu powrocimy?

Na koniec relacji z tego kraju przedstawiamy najwieksza ilosc zlota skupiona w jednym miejscu, jaka mialysmy okazje kiedykolwiek ogladac. Swiatynia Shwedagon w stolicy Birmy (Yangon formalnie nie jest juz stolica kraju, gdyz rzad przeniosl ja do innego nowo wybudowanego miasta) przypomina o zasobnych pokladach naturalnych kraju oraz niepohamowanemu kultowi Buddy, ktoremu nalezy sie nie tylko ziemski szacunek, ale rowniez bezgraniczna ofiarnosc.



Nie miejscie jednak zludnego wrazenia, iz reszta miasta oplywa w to samo zloto co wielka Stupa. Yangon jest zaniedbany, smierdzacy, wszedzie walesaja sie bezdomne psy, a chodniki stanowia istne wyzwanie dla przechodniow ryzykujacych skrecenie kostki czy wpadniecie po pas do kanalizacyjnego kanalu.
Nam sie udalo bez obrazen, wiec teraz jedziemy na kilka dni nad morze przygotowywac sie do kolejnej przygody...