czwartek, 30 września 2010

z motyka na slonce

Totalny obled!!! Jeszcze kilka dni temu siedzialysmy na piaszczystej plazy i piszczalysmy z nudow, a juz dzisiaj jestesmy w samym sercu najwyzszych gor na swieice. Lekkie sprostowanie, dzis jeszcze znajdujemy sie w Pokhara, ktora polozona jest zaledwie na ok. 800m n.p.m. ale jutro...postanowione, ruszamy na trek.

Decyzja nie byla latwa, gdyz nasze 6 miesieczne wyposazenie do Azji nie przewidywalo ambitnego chodzenia po gorach. Ogarnelo nas lekkie przygnebienie, bo w domu lezy kompletny sprzet, ktory bylby nam potrzebny na ta okazje. W pudlach w Genewie odpoczywaja porzadne gorskie buty, spiwory, wodoodporne spodnie, ochraniacze, kijki i czapki, rekawiczki oraz wiele innych drobiazgow. My natomiast poza kurtka, polarem, latarka i tabletkami do uzdatniania wody, nie mamy nic. Nawet odpowiednich butow! Miotamy sie wiec w panicznych przygotowaniach pomiedzy lokalnymi sklepikami z oferta podrabianych markowych rzeczy. Pozyczamy spiwory i targujemy ceny za skarpety i dodatkowe docieplacze. Nabywamy czapki i rekawiczki, ktore jak sie mozna domyslic, nie beda uzyte nigdy wiecej. Zwykle sportowe adidasy musza sie spisac, bo nie maja innego wyboru. Z wiara i optymizmem (tak sie przynajmniej probujemy nastawic) ruszamy jutro rano w 8 dniowy trek. Grupa w skladzie: lokalny przewodnik, tragarz naszego ciezkiego plecaka i dwie nieprofesjonalnie przygotowane lale w adidasach ruszaja do Annapurna Base Camp. Bedzie nas mozna z daleka rozpoznac, bo gdy zrobi sie zimno, mamy zamiar ubierac na siebie, po kolei wszystko, na tzw cebulke. 

Coz, albo sie ladnie uda, albo...dostaniemy solidnie w tylek.
Relacja z wyprawy "z motyka na slonce" juz za kilka dni ;)