wtorek, 24 sierpnia 2010

kanapka z zoltym serem

Chyba po raz pierwszy od czasu naszego wyjazdu nie bede narzekac, ze jestesmy w turystycznym miejcu. Co wiecej, przyznam szczerze, ze bardzo sie teraz z tego ciesze.

Razem z masowa turystyka na Bali dotarly europejskie standardy, poczwszy od czystych hoteli, ogromny wybor jedzenia w restauracjach, nie wspomianjac juz nawet wszystkich znanych marek dostepnych w tutejszych sklepach. Nie wiem, czy mozecie sobie wyobrazic, jak to jest stesknic sie za McDonald'sem czy KFC. Jaka frajda jest zasiasc w malej kawiarence i napic sie prawdziego espresso. Jak ogromna radosc daje kromka zwyklego chleba z maslem i serem.
Na codzien nie doceniane, bo szeroko dostepne. Dzisiaj daja nam namistke domu i naszej codziennosci.

Wczoraj spacerujac po glownej ulicy w Sanur znalazlysmy perelke, ktora okrasila nasze 45 dni w Azji. Weszlysmy prosto na europejski sklepik spozywczy. Wiecie, taki z jogurtami, serami, roznymi wedlinami i pieczywem. Zrobilysmy zakupy na zwykla, prosta kolacje. Chleb ziarnisty, maslo, ser zolty i serek grani. Kosztowalo to wiecej niz zazwyczaj wydajemy na obiad w restauracji, ale nie zalowalysmy ani sekundy. Pierwsza kanapka od 1,5 miesiaca. Pychota!

I za to wlasnie postanowilam pokochac Bali. Za slonce, zloty piasek, blekitna wode, ale takze za dom z daleka od domu. Za najlepszy na swiecie smak kanapki z serem!