niedziela, 22 sierpnia 2010

tansport w Indoneji

Poczatkowo przemieszczalysmy sie z miejsca na miejsce kupujac w hotelu lub agencji turystycznej bilet z pkt A do B. Komfortowo, pewnie i drogo. Drogo oczywiscie tylko na realia indonezyjskie, bo dla nas turystow to nadal jedyne 15$-20$ za calodniowa podroz. Jezdzimy odizolowani od lokalnych pasazerow, zapachow swiata zewnetrznego, zgielku i ciasnoty zwyklych autobusow.

Juz po dwoch razach powiedzialysmy dosc! i poczawszy od Bali postanowilysmy radzic sobie same. Dzieki temu  otworzyl sie przed nami nowy, ekscytujacy rodzial podrozy. Rozpoczela sie prawdziwa konfrontacja z codziennoscia zwyklych ludzi Indonezji. Dojechalysmy rozmaitymi wielokolkami i nie tylko na wsch Flores i bylo to zdecydowanie niezapomniane doswiadczenie.

Skoro ma to byc jednak przewodnik po komunikacji, to zacznijmy od poczatku.   
Wiekszosc transportu na wyspach odbywa sie po drogach, co powoduje, zwlaszcza na Jawie i Bali ogromne zatory. Tu 200km podrozy szacujemy na 5-6 godzin podrozy, bo wyprzedzanie jest praktycznie niemozliwe. Na Flores ruch jest juz mniejszy, lecz gorskie zakrety nie przyspieszaja jazdy.

Mozemy korzystac z duzych klimatyzowanych autokarow, kursujacych na dluzszych trasach, ale przygotujmy sie na to odpowiednio. Kierowca dobiera pasazerow nie zwracajac uwagi na to, ze wszystkie miejsca sa juz zajete, a i rowniez w przejsciu ludzie siedza na workach lub walizkach. Niezapominajmy polara i dlugich spodni, gdyz autobus jakby dla podkreslenia, ze rozni sie od tych bez klimatyzacji, przerabia wszystkich pasazerow na sople lodu.

Alternatywa sa tzw autobusy lokalne, zatrzymujace sie w kazdej wiosce, gdy tylko ktos zapragnie, z kurczakami lub wiazka drewna dolaczyc do mocno scisnietej juz wycieczki. Bileter w charakterystyczny sposob wisi na zewnetrznych drzwiach dopakowujac kolejnych pasazerow, gdy brak miejsc w srodku rowniez na dach. Autobus nawet na dluzsze odleglosci nie kosztuje wiecej niz 2$, nie dociera jadnak daleko poza glowne szlaki.

Pozostaje nam sie przesiasc do mniejszego busika nazywanego na poszczegolnych wyspach bemo, carry, remo. W wiekszych miastach maja one rozne kolory i kursuja po okreslonych trasach, w wioskach pojada wszedzie tam, gdzie trzeba. Oplata umowna od  0,2$ po miescie do 1$ za dluzsza podroz. Spodziewajmy sie w srodku duzej ilosci pan wracajacych z targu, starcow z maczetami i pakunkami trawy oraz dzieciakow wracajacych ze szkoly.

W bardziej odlegle gorskie regiony dojezdzaja juz raczej pick-up'y, gdzie klimatycznie konwersujemy z kaczkami, kurami oraz ich wlascicielami.

Dla mieszkancow wiosek obladowanych zazwyczaj rozmaitym towarem utworzono linie specjalna "maxi load", czyli ciezarowki typu "ile wlezie, tyle pojedzie." Jest to jedyny transport, ktorego nie zakosztowalysmy...jeszcze;)

Dojazdowki z dworca do centrum, czy z targu do domu pokonujemy w zaleznosci od dostepnosci i checi:
- Becak, riksza - zwlaszcza popularna na Jawie, na Flores wymagalaby stalowych miesni kierowcy, gdyz stale jest pod gore
- Bajaj, riksza z silnikiem - gdy wlasciciel na pedalowaniu odlozyl kilka groszy i zainwestowal w udogodnienia
- Benhur - dwukolka z konikiem - mocno pochylona do tylu, wiec trzeba sie mocno trzymac, zeby nie wypasc
- Cidomo - czterokolka z konikiem...prawie, jak te na krakowskim rynku, tyle ze dorozkarze melonikow nie maja, a koniki wygladaja na mocno zabiedzone
- Ojek - skuter z kierowca - wyrasta kolo pieszego, gdy tylko ten probuje pokonac jakas odleglosc na nogach

A my tesknimy do swojego wlasnego srodka transportu, wiec jak juz gdzies dojedziemy to zawsze pozyczamy wlasne dwa kolka, namiastke motoru.