środa, 2 czerwca 2010

Azerbejdzan w 72 godziny

Zrobilysmy taka mala petle po Azerbejdzanie, aby nie spedzic przesadnie duzo czasu na siodelku i miec czas poprzygladac sie ludziom tu zyjacym. Jak to mowia 'lepszy rydz niz nic', wiec trzy dni pobytu jakie nam zostaly podarowane bierzemy z radoscia, cieszac sie iz mamy okazje poznac choc troche kolejny kraj.

Jesli zapytacie jakie wrazenia i czym rozni sie Azebejdzan od pozostalych krajow Kaukazu, to powiem tak...
uroda ludzi zdecydowanie inna niz w Gruzji, ciemniejsza skora i bardziej podobni do Turkow. Zreszta religia rowniez muzulmanska, wszedzie na ulicach mezczyzni popijaja herbate, na kazdym rogu sprzedawane sa Kebaby, a jezyk rowniez z brzmienia przypomina troszke turecki. Tu jednak mozna sie bez problemow porozumiec, bo rosyjski zna kazdy i chyba nawet nie zywi zlych uczuc, do swojego obecnie juz tylko sasiada.
Kroluja ponad wszystko zlote zeby! Jesli tylko cie stac, to wstawiasz sobie jedynki, dwojki, trojki i swiecisz potem pelna gama zebow rozdajac zlote usmiechy. Nawet mlode dziewczyny maja takie zlote cacka i zastanawiamy sie tylko czy zeby u nich sa tak slabe, czy moze wstawiaja je sobie naumyslnie, by wygladac atrakcyjnie?
Nie udalo nam sie strzelic zdjecia, bo choc odwagi do robienia zdjec nie brakuje, to jednak zadna z nas nie odwazaly sie podejsc na odleglosc pol metra od pani i wstawienia jej aparatu do ust ;)
 
Kolejna charakterystyczna rzecza jest niespotykany nigdzie indziej kult bylego prezydenta.
Heydər Əliyev, bo o nim mowa, jest przez wszystkich traktowany jak Ojciec Narodu. Mimo iz zmarl w 2003 roku, wystawiajac swojego syna jako jedynego kandydata do kolejnych wyborow, wciąż cieszy się ogromną popularnością w Azerbejdżanie. Na ulicach widać billboardy z jego wizerunkiem, w gabinetach wiszą jego portrety, często wspomina się jego dokonania, wszędzie można spotkać jego „złote myśli”. Czasem tylko towarzyszy mu na nich syn, który praktycznie nie występuje na plakatach samodzielnie

Ludzie sa mili, jak wszedzie ale zdecydowanie duzo mniej sie 'gapia' niz w Gruzji. Podchodza do motoru, kiwaja glowa lub mowia "zdrastwujtie", a potem sobie ogladaja motocykl dopytujac ile kosztuje i skad przyjechalysmy. Jestesmy tu zreszta regularnie obtrabiane na drodze i swieca na nas swiatlami. Najpierw myslalam, ze cos sie dzieje... policja na drodze, krowy blokujace jezdnie, cos nam odpada z motoru. Okazalo sie po pewnym czasie, ze to pozdrowienia i w ten sposob sie z nami wszyscy witaja. Nauczylysmy sie wiec nie podskakiwac w przestrachu slyszac za soba klakson wielkiej ciezarowki, bo juz wiemy ze kierowca pozdrawia nas serdecznie tlukac w srodek kierownicy.

Mijajac jednego Mercedesa, z zapakowanym starym motorem w bagazniku, zostalysmy machaniem zachecone do zatrzymania na poboczu. Mlody chlopak wyskoczyl podekscytowany ogladac nasz motocykl... i tak od slowa do slowa zostalysmy zaproszone do niego do domu na herbate. Okazalo sie ze kupil tego 'trupa' z bagaznika za 100$, aby podmienic jakas czesc w silniku, ktora zepsula sie w jego ukochanej CeZecie. Poznalysmy zone i ojca i kilku sasiadow, i gdyby nie 'tykajace jak bomba 72 godziny' mialysmy zaproszenie na nocleg i pieczenie barana. Bardzo mili ludzie!
Czas jednak nagli i musimy wracaj juz do Gruzji...