wtorek, 11 maja 2010

erotyczna Kapadocja

Nie wiem jak sie moze nie kojarzyc, bo mimo iz staram sie z calych sil nie puszczac wodzy fantazji, to wokol wszystkie ksztalty sa falliczne...

Pojechalysmy na objazdowa wycieczke, a wszedzie kopczyki, maczugi, szpiczascie sterczace skaly i .... !

Nawet same nazwy przekonywuja, tych o skromniejszej wyobrazni, zapraszajac na spacer do 'Love valley'. Inne miejsce lokalni nazwali 'skalami grzybkami' ale zobaczcie sami, ja nie do konca jestem przekonana... choc moze sie nie znam ;)

Przesadzilabym oczywiscie sprowadzajac erotycznosc Kapadocji wylacznie do ksztaltow. Jest ona tak magiczna i urzekajaca, ze az czuje sie cos wyjatkowego we wdychanym tutaj powietrzu.

Mialysmy zostac 2 dni, dzisiaj juz bedzie czwarta noc...


Mieszkamy w Goreme, ktore stanowi chyba najlepszy kompromis pomiedzy byciem w sercu Kapadocji i odnalezieniem oazy spokoju. Miasteczko ma tylko 2 tysiace mieszkancow, ale wiele pensjonatow i malych hotelikow, ktore pod zabudowe wykorzystuja jamy i jaskinie wydrazone wiele wiekow temu w skalach. 

Chodzimy na spacery, rozmawiamy z mieszkancami popijajac jedyne tureckie piwo Efes oraz korzystamy z przedsezonowej jeszcze ciszy i spokoju. Obok Turkow oferujacych wycieczki, loty balonem, prowadzacych sklepiki, restauracje i pensjonaty, widzimy rowniez starsze pokolenie nadal zyjace zgodnie z obowiazujacymi tradycjami. Zdjec nie mozemy niestety robic, bo kolorowo ubrane panie zaraz chowaja twarze za chustkami i machaja rekami na znak protestu. Zastanawiamy sie czasem, jak ci skromnie zyjacy ludzie, ktorzy sa tu przeciez od zawsze, patrza na nas 'turystow' zagladajacych do kazdej dziury i robiacych zdjecia na kazdym kroku. Ale moze i oni sobie chwala obecnosc 'obcych', bo dzieki temu sprzedadza wiecej pomidorow i ziemniakow do okolicznych restauracji?

Jest nam tu tak dobrze, ze zupelnie jakos nie myslimy o wyjezdzie. Mamy tu juz kilku znajomych, stalego pana w sklepiku, a nawet PSA ! No wlasnie, o tym wam jeszcze nie donosilysmy. W dniu przyjazdu pod naszym pokojem pojawila sie suczka. Na moja skromna znajomosc ras, cos bardzo zblizonego do jamnika  ale z dluzszymi nogami. Zamerdala ogonkiem, siadla przy drzwiach, a gdy ja chwile poglaskalam, to juz byla cala nasza. Hela (bo tak ja ochrzcilysmy) nie odstapila nas juz nawet  na krok. Gdy idziemy do miasteczka na kolacje, to paraduje dumnie z nami. Gdy bylysmy zwiedzac Open Air Museum, przeszla cala droge z nami, a nastepnie nieoplaciwszy biletu wstepu przeslizgnela sie pod bramkami i zadowolona towarzyszyla nam w kazdym kosciele. Ludzie do niej cmokali, robili nam zdjecia i usmiechali sie zyczliwie mowiac, ze pociesznego mamy psa.
No i powiedzcie sami, co mamy teraz zrobic?!? Zostac w Kapadocji na stale czy szukac malej przyczepki do naszego motoru ?