niedziela, 16 maja 2010

gory wschodu na pozegnanie z Turcja

Ostatnie dni w Turcji i jutro ruszamy do Gruzji. Troche wiecej czasu niz planowane spedzilysmy w tym kraju, bo zachwyca swoja rozmaitoscia. Ciagle kusilo nas cos nastepnego, a i tak ledwo tylko uszczknelysmy z poszczegolnych regionow, pozostawiajac wiele miejsc nadal przez nas nieodkrytymi.

Na koniec towarzyszyly nam juz tylko gory. We wszelkich mozliwych formach i kolorach. Do tej pory nigdy nie widzialysmy jeszcze takiej ilosci niesamowitych i zachwycajacych gorskich pejzazy, ktore w dodatku potrafia sie totalnie zmieniac co 20-30 km. W jednej chwili jedziemy soczysta, zielona dolina, wszedzie rosna zolte kwiatki, pasa sie krowy i plyna male strumyki. Za chwile droga na przelecz zabiera nas w surowy swiat sniegu, ciemnej skaly i mrozoodpornych owiec, ktore zupelnie nie przypominaja tych widzianych w dolinach. 
Pokonywanie kolejnych zakretow przynosi niespdziewanie cieple piaskowe kolory i nagle uderzenie lata. Rozpinamy kurtki, zdejmujemy polary i jadac podziwiamy prace kobiet obrabiajacych male gorskie pola. 
Tyle juz razy wylaniajacy sie widok zza zakretu powodowal, ze az piszczalam z zachwytu.
Tyle razy obiecywalam, ze to ostatnie zdjecie, ktore robimy, a potem gwaltownie hamowalam widzac nowy perfekcyjny widoczek.

Gory wschodu zauraczaja. Nawet nas, ktore gory mamy na codzien.
Ludzie wschodu zaskakuja. Mimo, iz pozornie grozni, to zawsze machaja i pozdrawiaja. Zagaduja choc nie mowia po angielsku. Przygladaja sie obcym wnikliwie, lecz takie przeciez ich prawo. To my zagladamy do ich malych wiosek, to my staramy sie uchwycic ich codzienne zycie i zwyczaje.

Wschodnia Turcja bardzo nam sie podobala. Szkoda ze czas tak szybko plynie i trzeba ruszac dalej...