sobota, 1 maja 2010

ostatni dzien w Europie

Jestesmy w Turcji. Wczoraj nocowalysmy w Edirne, a dzisiaj na polwyspie Gallipoli, ktory lezy jeszcze w europejskiej czesci kraju. Jutro zegnamy sie z Europa i plyniemy promem na druga strone ciesniny dardanelskiej. Na dowod wstawiamy zdjecia, ktore potwierdzaja nasza wersje wydazen ;)

Wjechanie do Turcji to juz pewnego rodzaju egzotyka. Gdyby wszystkie przejscia graniczne byly tak fantastycznie zorganizowane, to czesto podrozujacy gubiliby kilka zbednych kilogramow biegajac pomiedzy okienkami, budka celna, panem od pieczatek, ponownie okienkiem 1 i 2, pania od rampy i koncowa kontrola policyjna. Na szczescie wszyscy byli bardzo mili i serdecznie usmiechali sie do dwoch dziewczyn na motocyklu, wiec zlecial nam ten maraton w przyjemnej atmosferze. Jakie szczescie, ze przypadkowo wybralysmy dziurawa bulgarska droge i male przejscie graniczne, bo nie wyobrazam sobie jaki chaos panowal tam, gdzie dojezdzaly wszystkie TIRy i autobusy.

Kolejna egzotyka (choc przypominam nadal jestesmy w Europie...) nastapila na stacji benzynowej. Trzy razy sprawdzalam w notesie, gdzie zapisalysmy kurs wymiany lira tureckieg,o ale nadal cena paliwa wygladala niewiarygodnie! 3.80 TRY ! Mysle, pewnie zle zapisalysmy... nic zaplacilam i zweryfikowalam przelicznik w najblizszym kantorze. Nie, to nie pomylka. Litr paliwa 95 kosztuje prawie 2 Euro. Wow.. widac bliskosc potentatow paliwowych na Bliskim Wschodzie wplywa na ta 'okazyjna' cene.
W ogole to bedzie tanio... hotele do tej pory sprawdzilysmy, ktore powinny kosztowac po okolo 15$ zblizaja sie raczej do 40$ i to wcale nie zasluga niesamowitego podniesienia standardu. To raczej zasluga przewodnika, ktory podstepem wyludzilysmy od Marchewy, a ktory jest z... 2003 roku ;))

Niezrazone jednak wcale, ruszamy dalej w Turcje, bo jest pieknie i ziolono, a na dodatek wszedzie mozna zjesc cos dobrego, popijac turecka herbata.
Do napisania wiec, nastepnym razen juz z Azji...